Wrocławski Rynek
23-24 VI 2001

Ekojarmark
Ekojarmark na wrocławskim Rynku

Skąd wziął się pomysł jarmarku ekologicznego na wrocławskim rynku? Sięgnęliśmy do bogatej historii miasta i jego tradycji handlowych, do zapomnianych korzeni mogących być źródłem drogocennej inspiracji. W naszym mieście jarmarki na głównym rynku jeszcze na przełomie wieków XIX/XX były jak najbardziej naturalne. Sprzedawano tu płody rolne i wyroby rzemiosła. Z zyskiem dla producentów i mieszkańców miasta.

Nowe tysiąclecie stawia przed nami nowe wyzwania. Wobec światowych katastrof, zmian klimatu i epidemii coraz to nowych chorób musimy odnaleźć w naszych działaniach zagubioną równowagę. Mija czas, żądnej jedynie zysków, ideologii nieustającego wzrostu i konsumpcji. Dzisiaj ważniejsza staje się jakość: oferowanych produktów i przez to jakość życia.

W dobie globalizacji i hipermarketyzacji spróbowaliśmy zatem pokazać firmy i ludzi wytwarzających produkty z poszanowaniem środowiska naturalnego. Nie było to łatwe zadanie. Na rynku wciąż szczupła jest w porównaniu z krajami Europy Zachodniej oferta żywności ekologicznej, atestowanej, gwarantującej wysoką jakość oraz walory zdrowotne żywności.

Na jarmarku nie mogło zabraknąć chleba naszego powszedniego. Wypiekliśmy go na rynku z ziaren z gospodarstw ekologicznych, w wiekowym żeliwno-stalowym piecu.

Udało nam się jednak zaprezentować na ekojarmarku wytarzane na bazie gospodarstw ekologicznych zarówno przetwory warzywne, pieczywo i razowe makarony, zioła i miody, oleje, a nawet sery, jaja i wędliny. Pojawiły się wytwory regionalnego rzemiosła: wikliny, łubianek, charakterystycznego dla Dolnego Śląska lnu. Goście zajadali się nie tylko promowaną żywnością, ale i ulegającymi biodegradacji tackami z otrąb. Atrakcji było wiele: ojcowie Bonifratrzy służyli ziołoleczniczymi radami, można było pooddychać atmosferą pszczelego ula, poznać starodawne rasy zwierząt, samemu wykręcić miód i wypleść kosz, przyjrzeć się produkcji woskowych świec wiekowymi metodami, spróbować ekologicznych naleśników serwowanych przez posła Gawlika, czy też chleba wypieczonego na rynku w oryginalnym poniemieckim żeliwno-stalowym piecu.

Jeśli ekologia to i zdrowie. A jak zdrowie to i zioła z dolnośląskich łąk i pól. Służą nam one, leczą, bywają ozdobą, darzą zapachem i pozwalają się cieszyć życiodajną radością.

W drewnianych stylowych domkach, straganach odbywał się nie tylko handel: rolnicy zachęcali do wybrania się w urokliwe zakątki Dolnego Śląska i skorzystania z usług agroturystycznych gospodarstw, ekologiczne organizacje służyły radami jak zbudować naturalną oczyszczalnię, jak wykorzystać energię, namawiały do czynnej ochrony przyrody i zbierały środki na wykup rezerwatów przyrody. Nie mogło oczywiście zabraknąć jarmarcznych uciech oraz konkursów, takich jak choćby rzutu beretem i bicia piany.

Na wrocławskim rynku pojawiły się świnie. Tym razem były to jednak okazy staropolskiej rasy świni złotnickiej. Rasa ta, której grozi wyginięcie, jest częścią naszego polskiego dziedzictwa, została ona również objęta ochroną w ramach programu Narodów Zjednoczonych.

Wszystko to miało służyć nie tylko promocji ochrony środowiska, ale również budowaniu wizerunku Wrocławia jako „Zielonego Miasta”: czystego, bezpiecznego, zdrowego. Czy się nam udało? Jeśli byliście w tych dniach na rynku – pewnie już wiecie. Jeśli nie mieliście okazji – spróbujcie za rok. Przecież był to pierwszy, a nie ostatni Wrocławski Jarmark Ekologiczny

Mariusz Szykasiuk
Dolnośląska Fundacja Ekorozwoju


[ << poprzednia ] [ strona główna ]